I tak oto przeleciało już trzy-czwarte roku… a tymczasem na zakończenie sezonu żeglarskiego zostawiliśmy sobie z Konradem prawdziwą perełkę żeglarską – krótki ale za to treściwy rejs na pokładzie S/Y Zawisza Czarny. Ten dumny żaglowiec pływa od 50 lat z górką po morzach świata i jest prawdziwą pływającą historią żeglarstwa.

Z Konradem spotkaliśmy się u mnie w domu i stąd ruszyliśmy do Gdyni samochodem niestety – bo był pomysł, żeby jechać na motocyklach lecz pogoda mimo nadziei nie dopisała. Razem robimy mnóstwo fajnych rzeczy i przeżyliśmy nie jedną przygodę. Spotkaliśmy się na morzu i tak już pływamy razem wiele lat, razem jeździmy na motocyklach, razem gadamy, razem śmiejemy się i razem martwimy  – Przeżyliśmy nie jeden sztorm i nie skromnie napiszę tu, że to męska przyjaźń na dobre i złe i oby tak zostało.

Tak więc następnego dnia wylądowaliśmy w Gdyni, gdzie zamustrowaliśmy się na pokład Zawiszy. Po szkoleniu z bezpieczeństwa i wszystkich dobrze nam znanych formalnościach wyszliśmy w Morze wieczorową porą.

Mógł bym tu pisać i pisać – Zawisza kradnie serce lub nie, mi osobiście skradł a poza tym za każdym razem na Morzu moim ukochanym to jak w domu po długiej podróży. Wielka frajda i potem żal, że trzeba wracać chociaż zawsze okropnie tęsknię za ukochaną żonką i dzieciakami najdroższymi na świecie. Każdego razu już po zakończeniu rejsu zerkam ostatni raz na moje Ukochane Morze gdziekolwiek by ono nie było potem DALEKO ZA HORYZONT i żegnając się z nim cichutko przez jedną krótką chwilę Obydwoje wiemy, że następny raz nastąpi prędzej czy później.

Wracając do rejsu  – krótki bo tylko 4 dni, bo do Ustki i z powrotem ale jak wspomniałem treściwy. Wypełniony i dieselgrotem czyli na silniku, wypełniony prawdziwym żeglarstwem, pracą przy żaglach – a trzeba tutaj dodać, że jednostka na takim pokładzie niewiele znaczy, samemu nie wiele zdziałamy, więc liczy się praca całej załogi, wypełniony więc współdziałaniem, wspólną pracą, szantami fałowymi śpiewanymi przy pracy z żaglami oraz tych w kubryku, Wspólnymi posiłkami, śmiechem, wspólnym śnie. Wachtami nawigacyjnymi w dzień i w nocy. Tak naprawdę kwintesencja starego dobrego żeglarstwa w pigułce. Nie wiele mogę tu taj więcej napisać – mam ciarki na ciele na samo wspomnienie.

Po powrocie większość z nas się rozjechała, lecz nie my  – my zostaliśmy jeszcze na odnowienie STCW  – szkolenie z bezpieczeństwa na pokładach statków dla pracowników, oficerów i kapitanów i oczywiście było super ale to już zupełnie inna Bajka.

To był ostatni mój rejs w 2019 roku  – DO ZOBACZENIA I PRZECZYTANIA W KOLEJNYM już 2020

Powrót

Przejdź do Galerii Rejsu