Jeżeli mnie pamięć nie myli to był długi weekend majowy – pierwsze moje wyjście w morze. Szkoleniowy rejs na S/Y Favorita. Noc wcześniej spędziliśmy w pociągu na podróży do Gdańska, by wczesnym rankiem dobrnąć do Górek Zachodnich. Tam zaokrętowaliśmy się na 3 różnych jachtach S/Y Wik, S/Y Favorita oraz S/Y Pierzasty Wąż. Wszystkie dopuszczone do żeglugi w strefie P 20  – 20 mil Morskich Mm od lądu ( to jeszcze stare przepisy ). Cóż to były za emocje. Ranek  był rześki i dobrze bo my po podróży i wszystkich morskich opowieściach w pociągu. Tak więc rano zaształowaliśmy jachty ( zaprowiantowanie, zapakowanie wszystkich rzeczy ). 

Chyba była godzina 1300 może 1400 kiedy sprawdziliśmy prognozę w bosmanacie:   4 do 5 B ( Beauforta-skala siły wiatru) rosnący na 6 B stan morza 2 do 3  –zapowiadało się żeglarsko. Pamiętam jak emocje rosły serce mi biło z wrażenia. Znalazłem się w załodze Jakuba Sepielaka Komandora Klubu w randze I oficera. Nigdy w życiu nie zapomnę pierwszych komend, momentu kiedy jacht powoli zaczynał być wolny – to zawsze bardzo czuć – przynajmniej ja za każdym swoim rejsem czuję –  padają komendy załoga oddaje po kolei cumy a jacht zaczyna się kołysać na wodzie… pracuje silnik ECH! – o tym później. Tak więc i było. Favorita oddała cumy silnik pracował małą wstecz a ja odwracałem policzek w stronę wiatru. Tu zaczynała się prawdziwa moja przygoda…  dech zaparty. STER PRAWO ! ….KLAR MORSKI ! … Wzdłuż falochronu… CAŁA NAPRZÓD !!! Silnik wszedł na obroty pokład zaczął się trząść Favorita wychodziła w MORZE, nabierała prędkości przed spotkaniem z pierwszą falą w główkach portu. Pierwszą Jej falą tego rejsu, a MOJĄ PIERWSZĄ W ŻYCIU! I tej pierwszej nigdy nie zapomnę  – tu i w tej właśnie chwili Morze skradło mi serce…

To było tak dawno temu  – popłynęliśmy na Hel tam spędziliśmy nockę – rano wyszliśmy w morze w kierunku na Władysławowo taki był cel. Po drodze rozwiało się do 8B ostrzeżenie sztormowe i jego początek  – po 36 godzinach w morzu przybyliśmy do Łeby pozostawiając Port rybacki WŁA za rufą. ( Podejście do główek Władysławowa przy wietrze tej siły i z tego kierunku przy niedoświadczonej załodze może się skończyć sztrandowaniem jachtu na plaży tuż obok czerwonej główki.  – Notabene już wtedy prowadziliśmy jacht we dwójkę z JS reszta chorowała..)

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Władysławowo w celu przyrządzenia pysznego spaghetti. 3 godziny postoju i znów byliśmy w morzu tym razem w kierunku na HEL. Tam na miejscu urządziliśmy niezłą imprezę kilka godzin odpoczynku i znów w morze. Tym razem do Gdańska – po drodze obowiązkowo Salut Banderą przy WESTERPLATTE – dreszcz na plecach. Kolejnego ranka podróż powrotna do Górek Zachodnich.

Szczegóły już się zatarły w mojej pamięci lecz pamiętam, że siedziałem tam na kei już po rejsie patrzyłem w kierunku Morza i dziwne dla mnie to było bo jeszcze nie wyjechałem a JUŻ ZA NIM TĘSKNIŁEM !!!! . Już wtedy wiedziałem, że wrócę niebawem … i wracał będę tak często jak tylko będę mógł.   

Powrót

Przejdź do Galerii Rejsu