Tym razem okazało się, iż jest pewna załoga ( z wyjątkiem dwóch jegomości ) tuż po egzaminie żeglarskim, która bardzo by chciała zobaczyć jak to jest na naszym Morzu Bałtyckim. Działo się wszystko w sierpniu, więc minęło nawet aż za dużo czasu bez mojego ukochanego morza i tęskniłem za Nim pracując od miesiąca przy naszym gospodarstwie. Jak padła propozycja uwierzcie mi, nie musiałem się długo zastanawiać. Poustawialiśmy z żoną sprawy w stajni tak bym mógł spokojnie uciec na tydzień do mojego rozfalowanego świata morskiego.
Z Anią i Pauliną spotkaliśmy się już na dworcu i w pociągu przegadaliśmy niewiele czasu ponieważ jechaliśmy w dwóch różnych miejscach pojazdu. Z resztą załogi spotkaliśmy na miejscu , w przystani w Szczecinie. Tym razem miałem poprowadzić „ogromnego” znanego prawie wszystkim żeglującym CARTERA o wdzięcznej nazwie s/y Szpon. Pomyślałem, coż mały ale pewnie zadzior – bo każdy z nas wie, że choć to małe jednostki to posiadają mocną, wytrzymałą i dzielną sprawdzoną w różnych warunkach konstrukcję.
Tak więc spotkaliśmy się wszyscy w Szczecinie, odebraliśmy jacht , zaształowaliśmy go i w drogę ..
Pierwszy postój Świnoujście, skąd rankiem, po obfitym śniadaniu wyszliśmy w morze w stronę Sassnitz. Wypłynęliśmy jak zwykle gadaliśmy i gadaliśmy i śmialiśmy się opowiadając sobie o sobie morzu, życiu i o tysiącu innych rzeczy.
Pogoda cóż 1-2 B prawie nic i tak płynąc parę godzin lub paręnaście nie odpłynęliśmy za daleko jak na horyzoncie zaczęło szarzeć i wystarczyło rzucić tylko okiem żeby wiedzieć, że dmuchnie w przeciągu paru godzin. Szybka decyzja – odchodzimy na KK 100 w kierunku Dziwnowa. – w przeciągu godziny może dwóch rozbudowały się fronty burzowe, które zostawiliśmy za rufą . Ich iluminacje świetlne towarzyszyły nam tej nocy długo dmuchając w naszym kierunku 6B.
Do Dziwnowa wchodziliśmy około 2 giej w nocy w pełnym wietrze i większym rozkołysie – było trochę emocji bo załoga nie doświadczona ,wejście wąskie, porcik malutki. Prało deszczem jak cholera więc zanim zacumowaliśmy i wykonaliśmy klar portowy byliśmy przemoczeni do suchej nitki.. ale za to jak smakowała herbata z tym czymś w środku.:)
Rankiem okazało się, że nigdzie nie popłyniemy – prognoza sztormowa, ostrzeżenie przed sztormem i silnym wietrze na kolejne dwie doby jak się okazało. Cóż spędziliśmy czas na pogawędkach, przyrządzaniu posiłków, szkoleniu teoretycznym z przepisów morskich, nawigacji na mapach i meteorologii. W drugi dzień przestało padać, wiatr zaczął słabnąć – skorzystaliśmy więc biorąc kąpiel w naszym polskim zimnym morzu.
W środę rano wyszliśmy w morze po raz kolejny obierając kurs na Sassnitz. Następny port przywitaliśmy w czwartek wcześnie rano. Zwiedziliśmy miasto, niemieckiego u-bota, który się okazał angielską łodzią podwodną ale to dla właścicieli nie miało żadnego znaczenia- ważne że ludzie kupują bilety:))
W piątek rano wyszliśmy w kierunku Świnoujścia bo przecież miał się odbyć zlot żaglowców – właśnie w Szczecinie.
W sobotę wpływaliśmy jak pszczółka przy niedźwiedziach kanałem witając i oglądając największe żaglowce świata dumnie niosące galę na masztach.
Wieczorem wielka parada w której braliśmy udział i wielka impreza – okazało się, że wielu moich starych dobrych znajomych żeglarzy jest na zlocie więc była okazja spotkać się na nie jednym wielkim pokładzie i wychylić nie jedną wielką czarę za stare przyjaźnie, znajomości , za morze i wszystkie morskie sprawy. Dodam , że na drugi dzień ból głowy był równie wielki..:)
Sklarowaliśmy jacht i każdy swoimi środkami rozpoczął powrót do domu. Miałem tą okazję gnać z Tomkiem samochodem 150 km/h na południe ,było nie było tęskniąc już za swoim morzem … kiedy znowu Go zobaczę…?
Serdecznie pozdrawiam całą załogę s/y Szpon – to były fajne chwile, pełne radości ,śmiechu i Morza dookoła.
Powrót
Przejdź do Galerii Rejsu