Jak to opisać …hmm – wracasz próbujesz wszystkim opowiedzieć co widziałeś co przeżyłeś… nic puste oczy… siedzisz i mimo że wróciłeś wczoraj, nie, dzisiaj rano a dopiero jest godzina 1100 przed południem wciąż nie przestałeś tęsknić za swoim Morzem… tak, to były ciężkie dni, niecałe 2 miesiące, do czasu gdy znów spakowany, któregoś dnia po pracy, zdyszany, wpadłem do Starego Portu ( tawerna żeglarska w Krakowie ) zrzuciłem plecak, popatrzyłem w oczy znajomych  – 8 już nie pamiętam może 9 osób – ZNÓW PŁYNIEMY !!!! – tak chyba nawet nie potrzeba słów – już wszyscy wiedzieliśmy: niebawem wychodzimy w morze – Nasze Morze ! Szybka Lufa – (taką tradycję tu mamy w Krakowie – wychodzisz w Morze – wpadasz do Starego Portu – jedna kolejka gratis za bezpieczny rejs i szczęście dla załogi.) Druga na drugą nogę i biegiem do pociągu niecałe 10 godzin i jesteśmy w Gdyni. Słońce dawno wstało, mewy śpiewają  –  7 rano – My deptakiem w dół do portu jachtowego idziemy śpiewamy – cienie nocy w pociągu na kursie NN lub 0 stopni jeżeli ktoś woli dopiero opuszczają nasze głowy. Płyniemy pięknym Polskim Jachtem S/Y Mokotów – drewniany skrzypiący kecz pod wodzą kpt. Janusza Garduły, który przybył z nami z Krakowa. Trasa wyznaczona, wiec pozostaje zaształowanie jachtu i w drogę … ! godzina 1300 tankujemy paliwo, ostatnie wskazówki Kapitana – 1350 S/Y Mokotów wychodzi w Morze  – kurs na Hel….

Hel wita nas ciepło – kawiarnie pełne turystów, my wszyscy myślimy już o tym by wreszcie wypłynąć pierwszy raz tak daleko. Rankiem śniadanie, odprawa paszportowa przy nabrzeżu straży przybrzeżnej i z pogodnymi prognozami wychodzimy w Morze.

Droga przebiega spokojnie, trochę kiwa – płyniemy w południowym wietrze 4 do 5 B. Pracują wszystkie żagle na obu masztach. Noc w morzu , wachty zmieniają się według rozkładu. Niekończące się rozmowy na pokładzie, o morzu, o życiu, o problemach dnia codziennego, o wszystkim. Świt i jeszcze parę godzin bandera Szwecji postawiona pod salingiem radośnie tańczy na wietrze – wchodzimy na tor podejściowy do Karlskrony – jeszcze chwila i wieczorem S/Y Mokotów rzuca cumy w basenie jachtowym. Polska Bandera na rufie powiewa, wszystkim obwieszczając że to my my!  Żeglarze z Polski przybyliśmy na Szwedzką ziemię w rejsie szkoleniowym i skrzydła rosną nam u ramion, że daliśmy radę i dokonaliśmy czegoś wielkiego. Ego każdego z nas podlane odrobiną alkoholu rośnie do wielkich rozmiarów. Jesteśmy załogą ! Morale wielkie  – jeden cel osiągnięty.

Na drugi dzień ten i ów musiał ratować się dobrym piwem – zwiedzamy miasto, oglądamy co się da by kolejnego ranka wyruszyć na Bornholm. Cel: Svaneke – Po dniu i nocy tuż po świcie – tym razem z duńską banderą pod salingiem lądujemy bezpiecznie w maleńkim ale jakże ciepłym duńskim porcie. Tu odpoczywamy zwiedzamy .Rankiem budzimy się i wielka niespodzianka burta w burtę cumuje drugi bliźniaczy opal S/Y Dunajec wracając z Morza Północnego. Wymieniamy opowieści, rozmawiamy cieszymy się jak dzieci. Około 1300 oddajemy cumy i z wietrzną prognozą opuszczamy duńską wyspę.

Droga powrotna do Polski to kurs między frontami burzowymi, w nocy się błyska, w dzień ciemno ale nie pada, wiec fajnie. Kiwa, fale 1,5 do 3 metrów,  wszyscy się cieszymy – ogorzałe twarze, niektórzy chorują. S/Y Mokotów baksztagiem (kurs względem wiatru, który w tym przypadku wieje skośnie od strony rufy) pod zrefowanymi (zmniejszona powierzchnia ze względu na siłę wiatru) żaglami co chwilę skrzypiąc razem z falą wraca kursem na Hel. Tu jak zwykle chwila odpoczynku i rozprężenia. Trwa wieczór Kapitański a my już jesteśmy przecież tak bardzo doświadczeni 🙂 – ech działo się . Nazajutrz w południe krótki przelot do Gdyni gdzie sprzątamy i zdajemy jacht, ostatnie zdjęcia – rozstanie, trochę żal, znów pociąg, kurs na południe. Niektórzy smutni, niektórzy zmęczeni.. siedzę w kącie przedziału patrzę za okno i myślę sobie. Stary ! nie martw się ! przecież jeszcze niecały miesiąc i wracasz na Morze !….    

Powrót

Przejdź do Galerii Rejsu